Próby siły

Już po raz piąty północnokoreański reżim przeprowadził test nuklearny. Ten, w przeciwieństwie do poprzednich, świadczy o znaczącym postępie w tej dziedzinie.

Rok 2016 na Półwyspie Koreańskim upływa pod znakiem najrozmaitszych testów autorstwa Pjongjangu. W lutym dokonano drugiego udanego wyniesienia na orbitę satelity rodziny Kwangmyongsong (pierwsze miało miejsce w grudniu 2012 roku), co jednoznacznie interpretowano jako próbę wystrzelenia pocisku międzykontynentalnego. Między kwietniem a czerwcem sześciokrotnie sprawdzano pocisk balistyczny pośredniego zasięgu Musudan, między zaś kwietniem a sierpniem – trzykrotnie, przeznaczony dla okrętów podwodnych, pocisk KN-11. W styczniu i we wrześniu przeprowadzono dwa testy jądrowe, przy czym pierwszy z nich został ogłoszony jako test ładunku wodorowego. Kolejna próba nuklearna może być przygotowywana. Wyraźnie widać, że programy balistyczny i jądrowy Koreańskiej Republiki Ludowo-Demokratycznej odnotowują znaczące przyspieszenie. Z czego może ono wynikać, przede wszystkim jednak, czym skutkować?

Mocne wejście

Kim Dzong Un, który przejął władzę po śmierci ojca w grudniu 2011 roku, niemal natychmiast zdecydował o przeprowadzeniu testu rakiety nośnej Unha. Po niepowodzeniu pierwszej, kwietniowej próby została przygotowana kolejna, grudniowa, tym razem zakończona sukcesem. W lutym 2013 roku przeprowadzono także test nuklearny. Wydaje się, że trzeci w dynastii Kimów uznał, iż zapewni mu to mocne wejście w rolę przywódcy. Podobnie jak natychmiastowe czystki personalne – młody dyktator szybko bowiem rozprawił się z prominentnymi postaciami reżimu.

Na pogrzebie Kim Dzong Ila zachodnie media spekulowały o swoistym triumwiracie, jaki mieli tworzyć Kim Dzong Un, szef sztabu generalnego marszałek Ri Yong Ho oraz wiceprzewodniczący narodowej komisji obrony Jang Song T’aek, prywatnie mąż siostry zmarłego. O ile o szczęściu może mówić Ri Yong Ho, bo w połowie 2012 roku pozbawiono go tylko wszystkich piastowanych stanowisk, o tyle wuja dyktatora pod koniec 2013 roku stracono, podobnie zresztą jak kolejnego szefa sztabu (Hyon Yong Ch’ol w kwietniu 2015 roku zasnął podczas oficjalnych uroczystości z udziałem przywódcy). Nie do końca znany jest los jego następcy – w lutym 2016 roku media donosiły o egzekucji
Ri Yong-gila, jednak kilka miesięcy później podobno ktoś go widział i powoływano się na niego w komunikacie Koreańskiej Centralnej Agencji Prasowej. Czystki dosięgły także wielu mniej prominentnych przedstawicieli aparatu partyjnego i armii, m.in. wicepremiera i ministrów (do połowy 2015 roku stracono około 70 oficjeli).

Równocześnie co jakiś czas Pjongjang odpalał pociski balistyczne rodziny Scud i Rodong, prezentował IRBM Musudan i ICBM KN-08, a od 2014 roku przeprowadzał także testy SLBM KN-11. Przede wszystkim jednak kontynuował prace nad rakietami nośnymi, pociskami międzykontynentalnymi i bronią jądrową. Zapewne nie testowano ich z dwóch powodów. Po pierwsze (odnosi się to szczególnie do rakiet Unha), musiała istnieć obawa, że jedna udana próba nie świadczyłaby o postępie, a jedynie o łucie szczęścia. Po drugie zaś, nie świadczyłby o nim także kolejny udany test o tym samym charakterze czy też, w wypadku ładunku nuklearnego, tej samej mocy.

Odpowiedź Seulu

Po kilku latach przyszedł zatem czas na kolejne próby najbardziej newralgicznych dla reżimu systemów i rodzajów uzbrojenia. Lutowe wyniesienie satelity na orbitę przeszło bez większego echa, bo uwaga agencji informacyjnych wciąż była skupiona na wcześniejszym teście jądrowym i spekulacjach, co może oznaczać używany w tym kontekście termin „wodorowy”. Najwyraźniej dla Korei Północnej nie jest on bowiem tożsamy z terminem „termonuklearny”. Niewielka moc ładunku nasuwa jednak przypuszczenia, że użyty wówczas izotop wodoru prawdopodobnie nie służył wywołaniu reakcji syntezy tego pierwiastka, a w konsekwencji eksplozji termojądrowej, lecz jedynie miniaturyzacji ładunku, a być może także niewielkiemu zwiększeniu jego mocy.

Wrześniowa próba była natomiast najsilniejsza z dotychczasowych. Chociaż moc ładunku nie została jednoznacznie określona, a wskazania wahają się od około 10 do ponad 20 kt, to widać wyraźnie, że Północ w ostatnich miesiącach dokonała znaczących postępów w dziedzinie nuklearnej. Co więcej, zapewnienia o miniaturyzacji pocisku również brzmią bardziej wiarygodnie niż dotychczas, a to oznacza, że nuklearny koszmar północnokoreański wkrótce może stać się faktem. Nawet jeśli nie będą to głowice pocisków międzykontynentalnych, co teraz jest mało prawdopodobne, to sytuacja bezpieczeństwa w regionie dramatycznie się zmieni.

Prowokacyjnych działań Pjong-jangu nie uda się zastopować za pomocą sankcji gospodarczych. Coraz wyraźniej widać bowiem, że nie są one adekwatnym środkiem odwetu. Pożądanego efektu nie wywołują również amerykańsko-południowokoreańskie manewry. Można się zatem spodziewać, że podejmowane w odpowiedzi kolejne kroki mogą mieć wymiar stricte militarny. Jeden został już ogłoszony – chodzi o decyzję dotyczącą rozmieszczenia w 2017 roku na terytorium Republiki Korei baterii amerykańskich antyrakiet systemu THAAD.

Zgoda na THAAD-y nie była łatwa ani dla rządzącej Partii Sae-nuri, ani dla samej prezydent Park Guen-hye. Na takie posunięcie nie zgadzała się nie tylko opozycja, lecz także część mieszkańców, zwłaszcza w Seongju, czyli w rejonie planowanego umiejscowienia systemu (obawy dotyczą promieniowania wywoływanego przez wchodzący w skład baterii radar AN/TPY-2). Bardziej istotne są jednak reperkusje międzynarodowe, a tu najbardziej słyszalny jest sprzeciw Chin. AN/TPY-2 może bowiem pracować w dwóch trybach – jako radar wykrywania i naprowadzania w baterii oraz jako wysunięty sensor systemu Missile Defense. O ile w pierwszym trybie jego zasięg wynosi około 800 km, o tyle w drugim najprawdopodobniej 2 tys. km, a to oznacza, że obejmuje on znaczącą część ChRL, od Harbinu na północy, po rejon Cieśniny Tajwańskiej na południu. Rekonfiguracja radaru zajmuje jedynie kilka godzin, więc Chińczycy obawiają się, że północnokoreańskie rakiety to jedynie listek figowy, który ma maskować faktyczny cel umieszczenia systemu na Półwyspie Koreańskim. W tamtejszych mediach pojawiają się sugestie, że Pekin w ramach odwetu powinien złagodzić przynajmniej część sankcji wobec KRL-D. Istnieje także ryzyko pogorszenia relacji gospodarczych z Koreą Południową. Zatem THAAD stanowi problem w relacjach nie tylko chińsko-południowokoreańskich, lecz przede wszystkim chińsko-amerykańskich. I wiele wskazuje na to, że w perspektywie najbliższych miesięcy może to być druga, po Morzu Południowochińskim, główna oś sporu w regionie.

Pociski na fali

W odpowiedzi na kolejne testy Pjongjangu, a także nieustanne zapewnienia o możliwości zmiany Seulu w morze ognia, Korea Południowa ujawniła plan reagowania w wypadku pozyskania wiarygodnych informacji o przygotowaniach Północy do przeprowadzenia ataku nuklearnego. Zakłada on m.in. fizyczną eliminację komunistycznych przywódców przez południowokoreańskie wojska specjalne oraz atak wyprzedzający z użyciem pocisków balistycznych rodziny Hyunmoo, m.in. na północnokoreańską stolicę, która, według anonimowych źródeł ministerstwa obrony cytowanych przez agencję Yonhap, miałaby zostać „wymazana z map”. Tego rodzaju retoryka nie była dotychczas na porządku dziennym, co wydaje się świadczyć o tym, że Seul traktuje nuklearne zagrożenie coraz bardziej realne.

Kolejnym sukcesem KRL-D był sierpniowy start SLBM KN-11. O ile podczas wcześniejszych prób pocisk przelatywał od kilkuset metrów do około 30 km, o tyle tym razem miejsce startu dzieliło od miejsca lądowania niemal 500 km, a kąt, pod jakim został wystrzelony, pozwala sądzić, że ten dystans mógłby zostać jeszcze wydłużony. Wprawdzie Północ nie ma jeszcze okrętów podwodnych zdolnych do przenoszenia tych pocisków, bo testowa jednostka jest wyposażona jedynie w jedną wyrzutnię i, według ocen zachodnich ekspertów, może pozostawać w zanurzeniu tylko kilka godzin, to mimo wszystko poziom zagrożenia wzrasta również w tej dziedzinie.

Według japońskiego dziennika „Tokyo Shimbun” Kim Dzong Un miał nakazać zbudowanie do roku 2018 jednostki o wyporności 2 tys. t, przenoszącej dwa lub trzy pociski balistyczne, serwis 38 North podał natomiast, że w stoczni w Sinpo rozpoczęto już budowę okrętu podwodnego większego niż doświadczalny typu Gorae. Na reakcję południowokoreańskich polityków nie trzeba było długo czekać – 21 parlamentarzystów Partii Saenuri wezwało rząd do rozpoczęcia budowy nuklearnych uderzeniowych okrętów podwodnych (SSN), bo w ich ocenie tylko takie jednostki w przyszłości będą mogły efektywnie monitorować zagrożenie, jakie stanowią okręty północnokoreańskie. Ministerstwo obrony wprawdzie szybko zapewniło, że taka opcja nie jest brana pod uwagę, należy się jednak spodziewać, że ta kwestia będzie wracać za każdym razem, gdy pojawią się kolejne doniesienia na temat postępów Pjongjangu w tej dziedzinie.

Dla Seulu decyzja o wprowadzeniu jednostek tej klasy musiałaby się wiązać z uzyskaniem przynajmniej milczącej zgody Waszyngtonu. Oznaczałaby także nieporównywalnie większy sprzeciw ze strony Chin niż w kwestii THAAD. Co więcej, w takiej sytuacji prawdopodobnie na podobny krok zdecydowałoby się Tokio. Nic zatem dziwnego, że z rezerwą podchodzi się do tej decyzji. Czy jednak nic się  nie zmieni, gdy gotowość operacyjną uzyskają nawet prymitywne, uzbrojone w pociski balistyczne, okręty Północy?

Na razie pytanie to pozostaje otwarte, ale warto pamiętać, że w latach 2028–2030 liczba amerykańskich SSN zmniejszy się z 52 sztuk do 41–42, by do uznawanego za optymalny poziomu 48 jednostek wrócić w roku 2037 i, po wycofaniu kolejnego okrętu w następnym roku, osiągnąć poziom 49 dopiero w 2042 roku. Jeśli jednak Seul zacznie się obawiać, że amerykańskie SSN nie zawsze będą dostępne w tym regionie, to pokusa pozyskania własnych zdolności w tej dziedzinie może wzrosnąć.

Niepokojące perspektywy

W ciągu najbliższych kilku-, kilkunastu miesięcy Pjongjang będzie kontynuował testy przynajmniej dwóch typów pocisków balistycznych, tj. musudana i KN-11. Możliwe bowiem, że przełom przybliżający termin uzyskania przez nie statusu gotowości operacyjnej, nawet jeśli nie ma okrętu nosiciela, już nastąpił. Nie byłoby zapewne wielkim zaskoczeniem, gdyby ten cel został osiągnięty w perspektywie dwóch, trzech lat.

Ogłoszony w sierpniu plan wysłania misji załogowej na Księżyc (!) oznacza także, że nieuniknione są kolejne starty rakiet nośnych, choć w tym wypadku dynamika prac będzie zapewne mniejsza. Niestety, tego samego nie można powiedzieć o programie nuklearnym, gdyż doniesienia o przygotowaniach kolejnej próby są bardzo wiarygodne, nawet jeśli nie zostanie ona przeprowadzona tak szybko po poprzedniej, jak miało to miejsce z ostatnią.

Znaczący wpływ na dalszy rozwój sytuacji może też mieć stanowisko Chin. Nie chodzi tu jednak o przecenianą chyba często zdolność Pekinu do hamowania poczynań Północy, „enfant terrible” regionu, lecz o reakcję na rozmieszczenie baterii THAAD. Jeśli faktycznie nastąpi jakiekolwiek złagodzenie choćby części sankcji, reżim potraktuje to jako sukces swej polityki, który uczci kolejnymi próbami…    

Rafał Ciastoń

autor zdjęć: CurvaBezier/Fotolia, WIW





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO