Ślady po gąsienicach

Polscy żołnierze już trzeci raz wzięli udział w ćwiczeniach „Slovak Shield ’16”.

 

Dwóch amerykańskich zwiadowców kuli się na posterunku obserwacyjnym, który znajduje się na niewielkim wzniesieniu, tuż przy rozstaju dróg. Gęste niepozorne zarośla chronią przed wykryciem przez wroga, a z wnętrza kryjówki można nie tylko dostrzec zbliżające się pojazdy, lecz także kontrolować wszystko, co się dzieje, aż po horyzont. I właśnie dzięki temu żołnierze przed chwilą zauważyli bojowe wozy piechoty, które obrały kierunek na pozycje wojsk polskich, słowackich i czeskich. Co gorsza, jechały w ich kierunku i w czasie natarcia będą musiały przejechać praktycznie po nich.

Żołnierze w ramach systemu wczesnego ostrzegania przekazali sojusznikom wszystkie informacje o zbliżających się siłach wroga. Dzięki temu kpt. Dawid Butlak, dowódca polskiej kompanii, zna liczebność oraz tempo przemieszczenia przeciwnika i może się przygotować do skutecznej obrony. Tymczasem zwiadowcy bezzwłocznie wycofują się w głąb posterunku i mocno przywierają do ziemi. Jest już za późno na to, by dostać się do zamaskowanych kilkaset metrów dalej strykerów. Pozostaje im mieć nadzieję, że przeciwnik nie wykryje ich obecności, ani ich nie rozjedzie.

Ziemia drży coraz mocniej od mielących ją gąsienic. Sierż. John Emmeck zaciska zmarznięte palce na swoim M4, a drugą ręką przyciska głowę do trawy. Dla niego to próba nerwów, ostateczny sprawdzian. Każda sekunda to walka między zachowaniem spokoju a ogarniającą go paniką. Bewupy raz za razem mijają jego ciało, niektóre z nich nie dalej niż w odległości 10 m. Widzi, jak dowódcy pojazdów patrzą przed siebie, wydając krótkie, precyzyjne rozkazy. Po chwili nawałnica słabnie. Amerykanie powoli unoszą głowy. Sierż. Larry Thompson, drugi ze zwiadowców, zaczyna wsłuchiwać się w radio, by sprawdzić, jak wygląda sytuacja. Nagle ze strony pozycji kompanii kpt. Butlaka dobiega odgłos urwanej serii. 

 

Możemy tylko czekać

Kilka godzin wcześniej sierż. Emmeck przedziera się przez mokrą, bujną trawę. Jego buty zapadają się w rozlazłą maź, która je oblepia i przytrzymuje. Gęsty deszcz wsiąka w jego mundur, a krople odbijają się od hełmu w dziesiątkach mikroeksplozji. Do punktu obserwacyjnego żołnierz dociera niemal równo ze swoim przełożonym, który nadszedł ze strony pojazdu dowódcy. Zwiadowcy lokują się na pozycjach i poprawiają gałęzie tak, by jak najlepiej zamaskować swoją obecność. Woda nieubłaganie ścieka z liści, zalewa twarze i wdziera się pod mundur. Sierż. Thompson stara się o tym nie myśleć. Zamiast tego naciąga mocniej kołnierz i przylega do słuchawki radiostacji.

„Naszą rolą, jako zwiadowców 2 Pułku Kawalerii, jest obserwowanie ruchu na przedpolu sojuszniczych wojsk. Ten punkt obserwacyjny będzie naszym domem przez następne kilka, może kilkanaście godzin. Wszystko, co zauważymy, przekazujemy dowódcy, który znajduje się w zamaskowanym strykerze jakieś 200 m stąd, w tamtym kierunku”. Sierż. John Emmeck wskazuje brodą niewielki gaik tuż za błotnistą, rozjeżdżoną na miazgę drogą. Z tej odległości miejsce to w żaden sposób nie wyróżnia się z całego krajobrazu. „Spodziewamy się, że tym skrzyżowaniem pójdzie natarcie przeciwnika. Górzysta okolica nie daje zbyt wielu możliwości. My również za bardzo nie mamy wyboru. Możemy jedynie czekać i w tym czasie dobrze się przygotować na nadejście wroga”.

Amerykańscy żołnierze wiedzą, że jako zwiadowcy nie mogą dać się zdemaskować. Po pierwsze, od ich oczu i uszu zależy skuteczna obrona sojuszniczych pozycji. Po drugie, skromne uzbrojenie i znaczna odległość od pojazdu nie dają im wyboru. W ostateczności mogą się ratować ucieczką w kierunku strykerów, ale one również nie mają zbyt dużej siły ognia. To lekkie wersje, których największym atutem jest mobilność, dlatego też w razie potrzeby mogą się jedynie szybko wycofać. 

 

Polska piechota

Kanonada przybiera na sile. Po pobliskich wzniesieniach roznosi się echo karabinków używanych przez piechotę oraz karabinów maszynowych PKS zamontowanych na bojowych wozach piechoty. Odpowiadają im głuche tąpnięcia charakterystyczne dla szybkostrzelnej armatki Bushmaster. Polacy zalewają atakujących silnym ogniem. Strzały stają się głośniejsze, dołączają do nich coraz wyraźniejsze odgłosy pracujących silników. Zza drzew wyłania się BWP, który na pełnym gazie pruje w kierunku zwiadowców. Zamiast jednak otworzyć do nich ogień, zajmuje pozycje po drugiej stronie drogi i osłania wycofujące się pojazdy. Zza przeciwległych wzniesień wyjeżdżają rosomaki, można również dostrzec sylwetki żołnierzy piechoty. Polacy przeszli do kontrnatarcia!

Przeciwnik zdaje sobie sprawę z tego, że jego atak się załamał. Ostatni z ocalałych BWP-ów odpala świece dymne i zakosami dołącza do swojej grupy. Korzystając z osłony, bojowe wozy wycofują się za kolejne wzniesienie, spod gąsienic tryskają fontanny błota. Chwilę później wśród odgłosów walk można wyróżnić swojsko brzmiące okrzyki. To Polacy z 1 Batalionu Piechoty Zmotoryzowanej Ziemi Rzeszowskiej rozpoczęli pościg za wrogiem. Żołnierze opuścili wnętrza rosomaków i uformowali szyk wzdłuż drogi. Ich obecność jest kluczowa dla bezpieczeństwa przemieszczających się lewym skrzydłem słowackich czołgów T-72 M1. W ten sposób zabezpieczają flanki przed odwetem przeciwnika. Po wykonaniu zadania „rolują szyk” i wracają do wozów.

Na błotnistym skrzyżowaniu stoi rosomak oraz dwa czeskie lekkie pojazdy AVAC. W deszczu kilku oficerów omawia sytuację taktyczną i przyjmuje rozkazy. Dowodzi nimi kpt. Dawid Butlak, odpowiedzialny za działanie polskiej kompanii w ćwiczeniach „Slovak Shield ’16”. Pod jego opieką znajdują się również plutony słowackie i czeskie, z którymi właśnie kontratakuje. „Natarcie prowadzimy wspólnie ze słowackimi czołgami T-72. Wcześniej Czesi rozpoznali najlepsze drogi podejścia i wyjścia do natarcia. Teraz w obwodzie osłaniają nasze tyły. Gdyby przeciwnikowi udało się skutecznie obronić, na umówiony sygnał będą wspierać naszych żołnierzy”.

Kpt. Butlak złączonymi palcami wskazuje nowe kierunki ataku. Scena przypomina obraz przedstawiający bitwę pod Falais, na którym gen. Maczek przekazuje rozkazy swoim czołgistom. Tak samo jak tam, tutaj żołnierze wychylają się ze swoich wozów i przez ryk silników wyłapują kolejne wytyczne. „Główną siłą natarcia są czołgi. Nasze rosomaki chronią skrzydła i ich załogi wynajdują najlepsze pozycje, by móc je wspierać”, mówi kapitan. „Stosujemy kilka nowatorskich rozwiązań przejętych od piechoty. Wozy zdobywają dominujące wzniesienia, po czym z utworzonej w ten sposób bazy ogniowej rażą ogniem przeciwnika i umożliwiają przemieszczenie kolejnych pojazdów. W ten sposób zamierzamy kontynuować pościg”. Oficer poprawia przemoczoną kominiarkę i wciska na głowę hełm. Z jego postawy bije determinacja i pewność siebie. Wie, że taktyka zastosowana na „Slovak Shield ‘16” okazała się skuteczna, a jedyne co zostanie po wrogu, to odciśnięte w błocie ślady gąsienic.

Michał Zieliński

autor zdjęć: Michał Zieliński





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO