Wojna o Syrię

Przedłużająca się obecność sił irańskich w objętej wojną Syrii powoduje, że Teheran ponosi coraz większe straty w ludziach, a także finansowe, rośnie też niezadowolenie społeczne. To jednak cena, którą irańskie władze ciągle są gotowe płacić, aby utrzymać strategiczne wpływy w regionie.

Na pierwszy rzut oka Syria jest dla Iranu bardzo egzotycznym sojusznikiem. Przede wszystkim państwem świeckim, podczas gdy Iran – muzułmańską republiką. W Syrii władzę sprawuje prezydent Baszszar al-Asad z lewicowej partii Baas, a w Iranie rządzą religijni duchowni. Iran utrzymuje policję obyczajową i surowo przestrzega zasad islamu, Syria zaś jest krajem, jak na standardy regionu, obyczajowo bardzo liberalnym. Dla Iranu jest jednak niezwykle ważna, co w lutym 2013 roku otwarcie przyznał szyicki duchowny hodżat al-islam Mehdi Taeb, który jest dowódcą irańskiej jednostki działań pozamilitarnych. Stwierdził on wówczas: „Syria to 35. prowincja Iranu – dla nas strategiczna. Jeśli utracimy Syrię, to nie utrzymamy Teheranu”.

Kluczowe znaczenie

Wprawdzie o misji obrony szyickiego meczetu w Sajida Zajnab w Damaszku przed wrogami islamu oficjalnie mówi się w kontekście poległych, jednak to nie motywacje religijne, lecz pragmatyczne, czyli polityczne i dotyczące bezpieczeństwa, determinują działania Iranu. Utrzymanie się przy władzy prezydenta Al-Asada jest konieczne, by Teheran zachował swoje wpływy w Syrii – bez niego doszłoby do odcięcia Iranu i Hezbollahu od Libanu, a tym samym od Izraela, głównego wroga ideologicznego Iranu. Ograniczyłoby to możliwość pośredniego oddziaływania także na Stany Zjednoczone. Ali Akbar Welajati, doradca ds. bezpieczeństwa najwyższego przywódcy Iranu (faktycznego władcy kraju), przyznał oficjalnie, że „Syria to złote ogniwo w łańcuchu oporu przeciwko Izraelowi”.

Gdyby doszło do upadku prezydenta Al-Asada, Iran zostałby jednocześnie pozbawiony możliwości obrony szyitów w Libanie, a przecież Teheran od lat przedstawia siebie jako obrońcę uciśnionych, głównie szyitów. Bez bezpośredniego połączenia z libańskim Hezbollahem organizacja ta bez wątpienia zostałaby osłabiona, a zatem mniejsze byłoby także jej oddziaływanie na konflikt szyicko-sunnicki, co w dłuższej perspektywie mogłoby doprowadzić do wyjścia Hezbollahu z orbity wpływów Teheranu. Pogorszyłaby się również pozycja Iranu wśród ugrupowań palestyńskich, które mogłyby jeszcze raz zwrócić się do sunnickiej Arabii Saudyjskiej, zamiast do przegranego szyickiego Iranu. Tym samym prowadzenie działań przeciwko Izraelowi byłoby utrudnione. W konsekwencji pod dużym znakiem zapytania stanęłyby podejmowane przez Iran próby zmiany regionalnej architektury bezpieczeństwa i porządku na Bliskim Wschodzie. Jednocześnie zwycięstwo obozu arabskiego mogłoby wzmocnić sunnickie siły odśrodkowe w Iranie, a także w sąsiednim Iraku, co osłabiłoby pozycję Irańczyków w tym państwie.

W kalkulacjach geostrategicznych Iran uwzględnia swych sąsiadów – Turcję i Rosję. Upadek prezydenta Al-Asada wzmocniłby Turcję i stojącego na jej czele prezydenta Erdoğana, który od dawna zabiega o taki scenariusz. Tym samym stosunek sił pomiędzy Iranem a Turcją uległby zachwianiu na korzyść tego drugiego. Podobne zagrożenie istnieje w odniesieniu do relacji z Rosją. Co prawda, jest ona formalnym sojusznikiem Iranu (koordynacja działań, dostęp do irańskich baz dla rosyjskich samolotów), ale jednocześnie oba państwa rywalizują o wpływy w Syrii. Jak w irańskiej prasie powiedział gen. Mohammad Ali Dżafari (dowódca wojsk lądowych Korpusu Strażników Rewolucji), Rosjanie w Syrii „chcą zabezpieczyć swoje interesy i najprawdopodobniej nie są zainteresowani utrzymaniem Asada przy władzy”. Rozpoczęta we wrześniu 2015 roku rosyjska operacja lądowa oznaczała zachwianie dotychczasowej równowagi sił w Syrii i z perspektywy Teheranu mogła być odbierana jako zagrożenie dla pozycji irańskiej w tym państwie. Nie jest więc przypadkiem, że w tym samym momencie Iran zwiększył swoje zaangażowanie lądowe w Syrii (do 60 tys. żołnierzy na początku 2016 roku), a po rozpoczęciu rosyjskich nalotów rozpoczął strategicznie istotną, ale jednocześnie okupioną ciężkimi stratami, ofensywę w rejonie Aleppo, nad którą objął dowództwo. Teheran ma świadomość, że Rosjanie chcą maksymalnie wzmocnić swoją pozycję w Syrii, a irańską – do pewnego stopnia – niekonfrontacyjnie osłabić, tak aby w tandemie irańsko-rosyjskim to Moskwa była rozgrywającym uczestnikiem.

Rosnące straty

Wobec słabnącej pozycji prezydenta Al-Asada Iran został zmuszony do działań zbrojnych na terytorium Syrii, aby bezpośrednio bronić swoich interesów. W pierwszej fazie, około 2012 roku, skierowano tam przede wszystkim ochotnicze jednostki Korpusu Strażników Rewolucji. W ostatnim jednak czasie w bój posyła się międzynarodowe siły. Najlepszym przykładem jest niemal 20-tysięczna afgańska Brygada Fatymidów (Fatemiyoun) oraz 7-tysięczna pakistańska Brygada Zejnabijun (Zaynabiyoun). Pojawiają się informacje o obecności, oprócz Afgańczyków i Pakistańczyków, szyitów z Libanu, Iraku, a nawet Chin. Według niektórych źródeł, obecnie Iran ma w Syrii pod bronią nawet 70 tys. żołnierzy (w tym do 15 tys. Irańczyków), podczas gdy prezydent Asad zaledwie 50 tys.

Siłami prorządowymi na szczeblu strategicznym dowodzą irańscy oficerowie, których wspierają szyickie oddziały pomocnicze, wierne Teheranowi. Zwraca uwagę przede wszystkim duża liczba poległych oficerów wysokiego stopnia, w tym kilkunastu generałów. Od października 2015 roku do lutego 2016 roku w Syrii poległo około 160 irańskich żołnierzy, a 300 zostało rannych. Od marca do kwietnia 2016 roku było 75 zabitych. Straty te najprawdopodobniej są spowodowane albo rozwinięciem osobowego kontyngentu, albo zwiększeniem tempa operacyjnego, w tym zaangażowaniem się w większym stopniu w działania ofensywne przeciwko siłom rządowym. O tym ostatnim świadczy fakt, że wraz z początkiem 2016 roku do działań w Syrii włączono jednostki wojsk konwencjonalnych, w tym elitarnej 65 Powietrzno-Desantowej Brygady Specjalnej „Nohed”. Łącznie Iran stracił w Syrii już ponad tysiąc ludzi. Wielu z poległych to Afgańczycy, którzy służyli za pieniądze i obietnicę otrzymania irańskiego obywatelstwa.

Bolesne koszty

Zdecydowane zaangażowanie Iranu w Syrii ma swoje wymierne koszty. Jednym z nich jest wyraźny rozłam w łonie Hezbollahu, szyickiego ugrupowania polityczno-militarnego z Libanu, które stanowi siłę wspieraną finansowo, politycznie i militarnie przez Iran. Na największego krytyka działalności Hezbollahu w Syrii wyrósł Subhi al-Tufayli, pierwszy sekretarz generalny tej organizacji (1989–1991). Jej straty w syryjskiej wojnie systematycznie rosną, podobnie jak zaangażowanie. Obecnie siły prezydenta Asada wspiera około 5–7 tys. bojowników, a plany zakładają zwiększenie kontyngentu do 10 tys. żołnierzy.

Rosnące straty znane są społeczeństwu, które w dużym stopniu rozumie zaangażowanie w sąsiednim Iraku, jest to bowiem „bliska zagranica” Iranu. Jednocześnie jednak wiele osób coraz krytyczniej odnosi się do przelewania krwi za Syrię, z którą Iran nie ma nawet wspólnej granicy. Irańczycy dostrzegają w tym megalomańskie aspiracje irańskich decydentów kosztem własnych obywateli. Niezadowolenie jest widoczne szczególnie teraz, gdy umowa jądrowa z państwami zachodnimi nie przynosi poprawy gospodarczej. Szacuje się, że dla Iranu roczny koszt operacji w Syrii to około miliarda dolarów. Według irańskiej opozycji, Teheran zainwestował w Syrii w ciągu ostatnich pięciu lat do 100 mld dolarów.

Co ciekawe, niezadowolenie pojawia się nawet wśród zwolenników islamskiej republiki. Przykładowo, niedawno podczas uroczystości w Sari (prowincja Mazandaran) miejscowy duchowny, cytowany przez irańską prasę, stwierdził, że „z powodu męczeństwa” wielu członków 25 Dywizji „Karbala” Korpusu Strażników Rewolucji kolejni żołnierze z tej prowincji nie będą wysyłani do Syrii: „Ci, który zostali oddelegowali do wyjazdu do Syrii, bardzo się na ten fakt żalili. Napisali nawet w tej sprawie petycję i wezwali do zniesienia tego obowiązku”. Tego rodzaju pęknięć irańska władza nie może zignorować.

Iran ma niewiele czasu, aby wzmocnić swoją pozycję w Syrii, ponieważ od stycznia 2017 roku w Białym Domu zacznie urzędować Donald Trump. Nowa administracja prezydencka będzie raczej bardziej asertywna niż poprzednia, Baracka Obamy, i może próbować wypchnąć Iran z Syrii. Po to, żeby wyprzedzić działania Amerykanów, Irańczycy wyrazili niedawno chęć zbudowania w Syrii bazy marynarki wojennej. Izraelski gen. Yossi Kuperwasser, były szef departamentu badań wywiadu wojskowego, ostrzega, że Iran będzie chciał wykorzystać najbliższe miesiące – zanim Trump i jego ludzie opanują podstawy regionalnych konfliktów i interesów – do wzmocnienia podległych sobie sił w regionie, w tym także w Syrii. Oznacza to, że walka o Syrię wejdzie niedługo w nową fazę.

Dla Iranu Syria to strategiczny obszar, pozwalający na osiągnięcie wielu celów, w tym utrzymanie wpływów w regionie i możliwości oddziaływania na śmiertelnego wroga – Izrael.

Iran przedstawia poległych w Syrii żołnierzy jako męczenników za wiarę. Wielu Irańczyków nie przyjmuje takiego tłumaczenia – dla nich to niezrozumiała operacja kosztem zwykłych obywateli kraju.

Robert Czulda

autor zdjęć: David-Manyua/UN





Ministerstwo Obrony Narodowej Wojsko Polskie Sztab Generalny Wojska Polskiego Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych Dowództwo Operacyjne Rodzajów Sił Zbrojnych Wojska Obrony
Terytorialnej
Żandarmeria Wojskowa Dowództwo Garnizonu Warszawa Inspektorat Wsparcia SZ Wielonarodowy Korpus
Północno-
Wschodni
Wielonarodowa
Dywizja
Północny-
Wschód
Centrum
Szkolenia Sił Połączonych
NATO (JFTC)
Agencja Uzbrojenia

Wojskowy Instytut Wydawniczy (C) 2015
wykonanie i hosting AIKELO