Ta wojna nie ma charakteru religijnego, lecz jest wspólną walką wszystkich Irakijczyków z terrorystami.
Al-Hashd al-Shaabi, czyli milicje szyickie walczące z Państwem Islamskim w Iraku, budzą skrajne emocje. Irakijczycy doskonale pamiętają, że gdy w czerwcu 2014 roku ajatollah Ali as-Sistani, największy autorytet tamtejszych szyitów, wezwał do utworzenia tych jednostek, terroryści podchodzili już pod Bagdad. Z jednej strony, wielu wierzy, że gdyby nie Al-Hashd al-Shaabi, to miasto stałoby się stolicą samozwańczego kalifatu i doszłoby do rzezi kilku milionów szyitów. Z drugiej zaś, niektóre media i organizacje humanitarne wykreowały czarny wizerunek tych oddziałów – oskarżały je o zabijanie sunnitów w imię wojny religijnej. Bojownicy milicyjnych jednostek, które pod koniec listopada 2016 roku zostały włączone do sił zbrojnych Iraku na mocy przyjętej przez parlament ustawy, odrzucają te oskarżenia.
Spekulacje o aktach zemsty
Według dowódcy jednej z milicji Al-Liwa Ali al-Akbar, te oskarżenia są formułowane przez osoby współpracujące z Państwem Islamskim. „Mamy dowody na to, że informatorzy organizacji międzynarodowych oskarżający Al-Hashd al-Shaabi o takie zbrodnie, mają związki z kalifatem”, stwierdził Ali Hamdani. Trudno to jednak zweryfikować, zwłaszcza że negatywny stosunek międzynarodowej opinii publicznej wynika przede wszystkim z opierania się na niewielkiej liczbie krążących w internecie nagrań. Poza tym dużą rolę w propagowaniu takiego obrazu odgrywają sunnickie media, z katarską Al-Dżazirą na czele.
W kampanii mosulskiej Al-Hashd al-Shaabi zostały wykluczone z walk w samym mieście i z działań na wschodnim brzegu Tygrysu. Taką decyzję wyjaśniano obawami przed masakrami sunnitów i przekształceniem wojny w konfrontację sektariańską (szyicko-sunnicką). Ponadto działania na wschodnim brzegu rzeki wymagają współpracy z kurdyjską Peszmergą, która unika kontaktów z milicjami szyickimi.
Po dwóch miesiącach walk we wschodnim Mosulu tempo ofensywy doborowych jednostek irackiej policji, czyli Złotej Dywizji, wyraźnie wyhamowało i pojawiły się doniesienia o gigantycznych stratach osobowych w tej formacji. Na razie zostało wyzwolone zaledwie około 25% wschodniego Mosulu, czyli nie więcej niż 15% całego miasta. Do zachodniej jego części siły irackie jeszcze w ogóle nie wkroczyły. Na wiosnę decyzja o odsunięciu Al-Hashd al-Shaabi od walk o Mosul może zatem stać się nieaktualna. Nawet mimo tego, że Turcja grozi zbrojną interwencją, jeśli milicje szyickie pojawią się w tym mieście. Na razie jednak ci bojownicy twierdzą, że zgodnie z rozkazami wydanymi przez premiera Hajdara al-Abadiego nie wkroczą ani do Mosulu, ani do Tel Afar.
W dyskusjach na temat odzyskania tego miasta, leżącego po zachodniej stronie Tygrysu, około 70 km od Mosulu, pojawiły się oskarżenia, że Al-Hashd al-Shaabi planują w odwecie rzeź mieszkających w nim sunnitów. Taki scenariusz był o tyle prawdopodobny, że w lipcu 2014 roku doszło tam do masakry szyickich Turkmenów (część tych, którzy przeżyli, uciekła z miasta). Z około 10 tys. osób tej narodowości uformowano turkmeńskie milicje, które biorą udział w operacjach pod Tel Afar i na pustyni w środkowej Niniwie. Dowódca tej formacji Yilmaz el-Nadzir wyklucza możliwość aktów zemsty z udziałem jego ludzi czy szyickich milicji. „W naszych szeregach około 25% to sunnici. Z nami współpracuje też część tych, którzy pozostali w mieście. Dzięki ich informacjom stworzyliśmy listy osób działających na rzecz Państwa Islamskiego”, powiedział dowódca w czasie jednej z bitew w rejonie Tel Afar. Według jego zapewnień, sunnici z tej listy zostaną przekazani władzom i czeka ich proces. „Nie ma mowy o samosądach. Wszystkich jeńców przekazujemy władzom”, dodał jeden z jego ludzi.
Dowództwo Al-Hashd al-Shaabi deklaruje, że podporządkuje się decyzjom premiera Abadiego i milicje szyickie nie wejdą do Tel Afar, a jedynie będą zabezpieczać natarcie z zewnątrz. Zadanie opanowania miasta powierzono 92 Dywizji Policji Federalnej oraz 72 Dywizji Armii Irackiej, które w większości składają się z Turkmenów szyitów.
Walka o poprawę wizerunku
Aby zmienić swój wizerunek, Al-Hashd al-Shaabi stworzyły specjalny oddział medialny Al-Alam al-Harbi, który nie tylko sam filmuje relacje z linii frontu, lecz także zapewnia zagranicznym reporterom – zarówno z dużych sieci telewizyjnych i agencji, jak i niezależnym dziennikom – dostęp do terenów działań zbrojnych milicji szyickich. W ten sposób szyickie milicje starają się pokazać opinii publicznej, że nie dokonują zbrodni na sunnitach. Przekonują również, że ta wojna nie ma charakteru religijnego, lecz jest wspólną walką wszystkich Irakijczyków z terrorystami.
Jak się zdaje, sytuacja na terenach wyzwolonych przez Al-Hashd al-Shaabi, gdzie mieszkają Arabowie sunnici, to potwierdza. Do wiosek znajdujących się w dalszej odległości od linii frontu wrócili już mieszkańcy – w szczególności dotyczy to gęsto zaludnionego obszaru wzdłuż drogi łączącej Tikrit i Mosul oraz miejscowości położonych nad Tygrysem. Jednym z największych miast w tym regionie jest Hamam al-Alil, z którego już na początku listopada 2016 roku wyparto wojska Państwa Islamskiego. Miasto jest zdominowane przez plemię Al-Dżburi, które od początku przeciwstawiało się Państwu Islamskiemu. Kuzyn rządzącego tu szejka Kachtana al-Dżburi jest przewodniczącym irackiego parlamentu, a przez to najważniejszym sunnickim politykiem w Iraku.
Państwo Islamskie przed utratą kontroli nad Hamam al-Alil wymordowało kilkuset zwolenników szejka Kachtana, bo obawiało się, że zorganizują oni powstanie wspierające natarcie sił rządowych, w których skład wchodziły plemienne oddziały utworzone przez szejka. Dziś to one kontrolują Hamam al-Alil. „Te siły wchodzą też w skład Al-Hashd al-Shaabi. Teraz liczą 500 osób, ale cały czas się rozrastają i wezmą udział w natarciu na Mosul”, powiedział szejk Kachtan. Również niektóre inne plemiona sunnickie w tym rejonie zorganizowały swoje oddziały zbrojne, współpracujące z szyickimi milicjami lub będące ich częścią.
Hamam al-Alil funkcjonuje normalnie, choć linia frontu przebiega zaledwie kilka kilometrów na północ od miasta. Uniknęło ono zniszczeń, choć miejscowi narzekają na brak prądu i wody, bo terroryści uszkodzili infrastrukturę. W tym rejonie opustoszałe pozostały tylko wioski, które zniszczono w trakcie działań zbrojnych. Zarówno miejscowi sunnici, jak i przyjeżdżający tam czasem członkowie milicji szyickich podkreślają natomiast, że nie ma między nimi żadnych konfliktów. „Mieszkańcy są nam wdzięczni za wyzwolenie i co piątek dostarczają nam żywność. Rząd nie ma w tej chwili środków na nasze utrzymanie, więc musimy polegać na pomocy miejscowych”, twierdzi Muhanad, szef Al-Alam al-Harbi.
Taktyka prosta, ale skuteczna
16 listopada 2016 roku Al-Hashd al-Shaabi zdobyły lotnisko pod Tel Afar i chciały dalej wyzwalać miasto, ale decyzje o powierzeniu tego zadania policji i wojsku wstrzymały natarcie. Szyickie milicje prowadzą natomiast walki w centralnej Niniwie, bo zajęcie lotniska nastąpiło w wyniku błyskawicznego natarcia z daleko wysuniętym na północ czołem sił. Konieczne było zatem zabezpieczenie tyłów, czyli oczyszczenie z terrorystów całej centralnej Niniwy. Na razie idzie dość sprawnie, choć w dużej mierze wynika to ze specyfiki terenu – półpustynnego z rzadko rozrzuconymi niewielkimi wioskami. Terroryści nigdy nie mieli tam wystarczających sił, by pozwolić sobie na stałą obecność w każdej z nich. Jedynie od czasu do czasu wysyłali tam swoich ludzi na kontrole. Teraz, w miarę przesuwania się frontu, wchodzą do wiosek 10-, 15-osobowymi grupami, wyrzucają z nich mieszkańców, a następnie starają się spowolnić marsz milicji szyickich przez ostrzał snajperski i użycie VBIED (vehicle-borne improvised explosive device, czyli samochody będące improwizowanymi ładunkami wybuchowymi) oraz IED (improvised explosive device, czyli improwizowane ładunki wybuchowe).
Mała skuteczność Państwa Islamskiego w tym regionie wynika jednak wyłącznie z przytłaczającej przewagi liczebnej Al-Hashd al-Shaabi. Taka prosta taktyka nie sprawdziłaby się bowiem w bardziej wymagającym terenie. Wprawdzie milicje obywatelskie prowadzą przed atakiem rozpoznanie za pomocą dronów, ale ostrzał artyleryjski jest przeprowadzany raczej na ślepo. Precyzyjne są jedynie strzały do VBIED.
autor zdjęć: Witold Repetowicz