Armatohaubice czekające w cywilnym porcie w Szczecinie trzeba było załadować na pokład okrętu. Z kolei w Świnoujściu żołnierze musieli uratować załogę trałowca oraz kutra, które padły ofiarą ataku chemicznego. Tak ćwiczyli wczoraj marynarze 8 Flotylli Obrony Wybrzeża podczas manewrów „Wargacz-15”.
Na brzegu ustawił się rząd wojskowych pojazdów. Są wśród nich transportery opancerzone Rosomak, potężne armatohaubice Dana, zwane „Danuśkami”, wozy dowodzenia i ewakuacji medycznej. Teren zabezpieczają uzbrojeni żołnierze, kolejni siedzą w wieżyczkach „Danusiek” przy wycelowanych w powietrze WKM-ach. Dźwięk silników wprawia powietrze w wibracje. Wszyscy czekają na okręty transportowo-minowe. Pierwszy z nich właśnie pojawił się w zakolu portowego kanału. Tak rozpoczął się kolejny epizod „Wargacza-15”, największego w tym roku ćwiczenia 8 Flotylli Obrony Wybrzeża ze Świnoujścia.
Operacja wśród cywilów
Ten etap manewrów odbywa się w nietypowej jak na wojskowe ćwiczenia scenerii. – Szkolimy się w porcie handlowym w Szczecinie, co zdarza się niezwykle rzadko – mówi kmdr ppor. Jacek Kwiatkowski, rzecznik świnoujskiej flotylli. Takie rozwiązanie niesie ze sobą wiele korzyści szkoleniowych. – Po pierwsze załogi naszych okrętów zapoznają się ze specyfiką tutejszego nabrzeża. To ważne zwłaszcza w przypadku załadunku ciężkiego sprzętu – podkreśla kmdr ppor. Kwiatkowski. – Poza tym, aby dostać się ze Świnoujścia do Szczecina, trzeba przejść między innymi przez Zalew Szczeciński i Kanał Piastowski. To trasa z dużą liczbą znaków nawigacyjnych, a przejście nią stanowi dobry trening dla oficera wachtowego – zauważa.
Nieczęsto zdarza się też, aby na pokład okrętu transportowo-minowego ładowane były Dany. – Każda z nich waży 30 ton, czyli o cztery więcej niż Rosomak. Dziś na OTRM-a wjadą cztery armatohaubice – mówi kpt. Janusz Błaszczak, rzecznik 12 Brygady Zmechanizowanej ze Szczecina. – Taki załadunek to dobre doświadczenie dla naszych żołnierzy. Zwłaszcza w kontekście dyżuru w Wyszehradzkiej Grupie Bojowej, który będziemy pełnić od 1 stycznia przyszłego roku – dodaje.
Tymczasem przy nabrzeżu zacumował pierwszy okręt – ORP „Gniezno”. Po chwili opuścił rampę i na pokład zaczęły wjeżdżać pierwsze Rosomaki. Kierowców, jak zwykle w takich przypadkach, naprowadzał zastępca dowódcy okrętu. Używał do tego chorągiewek sygnalizacyjnych. – Na pokładzie okrętu transportowo-minowego typu Lublin jest miejsce dla dziewięciu ciężkich pojazdów, na przykład czołgów lub armatohaubic, bądź 17 lżejszych, na przykład ciężarówek. Nośność jednostki została obliczona na ponad 500 ton – wyjaśnia por. Grzegorz Lewandowski, mechanik okrętowy na ORP „Gniezno”. Po wjechaniu na pokład każdy z pojazdów jest unieruchamiany. Z boku dociska go specjalna ruchoma belka. Dodatkowo jest przymocowywany do pokładu za pomocą łańcuchów. – Zabieg ten nazywamy „sztormowaniem”. Ma on ogromne znacznie, bo każde przesunięcie tak dużego ciężaru na pokładzie może zachwiać stabilnością okrętu – tłumaczy por. Lewandowski.
W 8 Flotylli służy pięć okrętów typu Lublin. – W sumie są w stanie przerzucić w rejon działań nawet 45 Rosomaków, do tego około 500 żołnierzy. To naprawdę znacząca liczba – podkreśla kmdr ppor. Kwiatkowski. W dodatku są w stanie zabrać i rozładować sprzęt nie tylko w porcie, ale nawet wprost na plaży. – Dzięki specyficznej konstrukcji okręt transportowo-minowy może podejść nawet tam, gdzie głębokość morza wynosi metr–półtora metra. Jednostka ma płaskie dno, a na dziobie zbiorniki balastowe. Kiedy chce ruszyć, po prostu wypuszcza ich zawartość, lekko się unosi i ześlizguje z powrotem na głębszą wodę. Dodatkowo ściąga go kotwica, która została przytwierdzona do długiej liny. Kotwicę można rzucić w znacznej odległości od brzegu – opisuje kmdr ppor. Kwiatkowski.
Po ORP „Gniezno” przy nabrzeżu szczecińskiego portu pojawił się bliźniaczy ORP „Poznań”. Łącznie na pokłady tych okrętów wjechało 11 różnego rodzaju pojazdów. – Jednostki wyszły z nimi na Zatokę Pomorską i tam będą wykonywać kolejne zadanie – zapowiada kmdr ppor. Kwiatkowski.
Biała flaga z czerwonym krzyżem, czyli okręt w tarapatach
Następna odsłona „Wargacza” rozegrała się już w porcie wojennym w Świnoujściu. Tam późnym popołudniem do stanowiska dowodzenia wpłynął meldunek, że trałowiec ORP „Sarbsko” został skażony nieznaną substancją. – Załoga nie była w stanie sama poradzić sobie z tą sytuacją, dlatego musiała wracać do bazy. Zaalarmowana została kompania chemiczna 8 Batalionu Saperów, która rozwinęła w porcie okrętowy punkt likwidacji skażeń (OPLS) – informuje kmdr por. Wojciech Buca, szef obrony przed bronią masowego rażenia w świnoujskiej flotylli.
O godzinie 16 pluton likwidacji skażeń osiągnął pełną gotowość. Żołnierze w gumowych kombinezonach ochronnych, maskach gazowych i hełmach stanęli na nabrzeżu w oczekiwaniu na okręt. – Pierwszych zabiegów jeszcze w drodze do portu dokonuje sama załoga. Przede wszystkim marynarze ubierają się w kombinezony ochronne, a na maszt wędruje biała flaga z czerwonym krzyżem. To znak, że na jednostce doszło do skażenia – tłumaczy kpt. mar. Paweł Kozak, dowódca kompanii chemicznej 8 Flotylli.
Kiedy okręt zaczyna dobijać do brzegu, w jego stronę wprost z ustawionej nieopodal cysterny kierowany jest pierwszy strumień środków odkażających. Wszystko po to, by jednostka nie skaziła nabrzeża. Następnie na pokład wchodzą żołnierze chemicy, którzy określają rodzaj skażenia i rozpoczynają odkażanie jednostki. W tym czasie marynarze, w dwóch grupach, kierują się do stanowiska OPLS. Dzieli się ono na kilka części.
Jak odkazić marynarza
Najpierw marynarze przechodzą przez umieszczone na zewnątrz namiotu tak zwane urządzenie ramowe. To specjalna bramka, w której spłukiwane są z kombinezonów niebezpieczne substancje. Potem w specjalnych stojakach członkowie załogi pozostawiają broń i wszelkiego rodzaju sprzęt, w tym kombinezony ochronne. Wreszcie wchodzą do ogrzewanego, podzielonego na kilka części namiotu. W pierwszej marynarze rozbierają się. Ich mundury trafiają do koszy, a następnie zostają zniszczone, w drugiej części namiotu biorą prysznic. – Znajdują się tutaj dwa stanowiska. Z jednego prysznica lecą substancje odkażające, z kolejnego woda – opowiada kpt. mar. Kozak. W trzecim przedziale marynarze otrzymują nowe mundury. Tuż obok identyczną drogę przechodzą najciężej poszkodowani w ataku. Leżą oni na noszach przesuwanych na specjalnych rolkach.
Ćwiczenia z odkażania przeszli nie tylko marynarze z ORP „Sarbsko”. Identycznej procedurze musiała się poddać załoga jednego z kutrów transportowych. Ostatecznie OPLS pracował do późnego wieczora.
To zaledwie cząstka z niezwykle bogatego programu „Wargacza-15”. Główne działania rzecz jasna odbywają się na Bałtyku. W tym samym czasie swoje ćwiczenia podsumowujące rok szkoleniowy mają 3 Flotylla Okrętów w Gdyni oraz Brygada Lotnictwa Marynarki Wojennej. Noszą one kryptonimy „Ostrobok-15” oraz „Kormoran-15”. Część epizodów realizowana jest wspólnie. Każde z ćwiczeń potrwa do końca tygodnia.
autor zdjęć: Marcin Purman
komentarze