Śmigłowce próbowały pokrzyżować szyki okrętowi podwodnemu, który atakował fregaty z Hiszpanii, Portugalii i Belgii. Z kolei niszczyciel min i trałowce poszukiwały ćwiczebnych ładunków rozmieszczonych w okolicach Kopenhagi. Podczas manewrów „Northern Coasts 2016” polscy żołnierze wykonali już pierwsze zadania.
Faza morska ćwiczeń rozpoczęła się w poniedziałek. Wówczas to port w Kopenhadze opuściły m.in.: korweta zwalczania okrętów podwodnych ORP „Kaszub”, niszczyciel min ORP „Flaming” oraz trzy trałowce OORP „Resko”, „Dąbie” i „Jamno”. Na razie trwa pierwsza część manewrów. Załogi poszczególnych okrętów mają poznać swoje możliwości i przygotować się do udziału w operacji zażegnania fikcyjnego kryzysu.
– Operujemy w pobliżu Kopenhagi. Z pokładu widzimy nawet most łączący Danię ze Szwecją. Ćwiczymy manewrowanie, odpieramy symulowane ataki z powietrza, poszukujemy też min ćwiczebnych, które rozstawili organizatorzy manewrów – mówi mat Sebastian Antoniewski z załogi ORP „Flaming”. Do ostatniego z zadań marynarze używają pojazdu podwodnego Gavia. Okazał się on niezwykle skuteczny, choćby podczas misji okrętu w Stałym Zespole Sił Obrony Przeciwminowej NATO. Jak podkreśla mat Antoniewski, sprawdza się i teraz. – Wczoraj udało nam się za jego pomocą namierzyć jedną z min – mówi. ORP „Flaming” działa w grupie z trzema trałowcami polskimi oraz szwedzkim HMS „Ven”. Towarzyszy im okręt wsparcia i dowodzenia z Łotwy LVNS „Virsaitis”.
Pierwsze zadania ma też za sobą para śmigłowców Mi-14PŁ. W poniedziałek i wtorek maszyny startowały z bazy w Darłowie, po czym kierowały się nad akweny położone na południowy wschód od Bornholmu. – Pierwszego dnia współpracowaliśmy z niemieckim samolotem P-3 „Orion” – opowiada por. nawig. Krystian Gutkowski, oficer taktyczny w załodze „czternastki”. – Wrzucił on do wody imitator okrętu podwodnego, którego potem wspólnie poszukiwaliśmy – dodaje. Urządzenie jest zaprogramowane tak, by poruszało się w określonym obszarze. Jednak trasę i głębokość ustala samo. – Ze względu na niewielkie rozmiary stosunkowo trudno je namierzyć. Tym razem udało się to załodze „Oriona”, jeden zaś z naszych śmigłowców przeprowadził symulowany atak torpedowy – wyjaśnia por. Gutkowski.
Drugiego dnia polskie śmigłowce współdziałały już z realnymi okrętami. – Trzy fregaty: hiszpańska SPS „Mendez Nunez”, portugalska SPS „Alvares Cabral” oraz belgijska BNS „Leopold I” usiłowały przejść przez akwen, na którym pojawił się szwedzki okręt podwodny typu Gotland – mówi por. Gutkowski. – Fregaty próbowały zawczasu go namierzyć, używając stacji holowanych. Jednocześnie meldunki o jego obecności wysyłał do nas amerykański samolot P-8 „Poseidon” – tłumaczy. Do poszukiwania okrętu podwodnego para „czternastek” używała opuszczanych stacji hydroakustycznych, samolot zaś wrzucał do wody pławy zbierające dźwięki. – Wynikało to z podziału ról, który zwykle obowiązuje w tego typu przypadkach – podkreśla por. Gutkowski i dodaje, że ostatecznie polskim lotnikom udało się „złapać kontakt” z nieprzyjacielską jednostką.
Do kolejnych zadań śmigłowce wyruszą z Darłowa jutro. Tymczasem okręty powoli będą się przemieszczać w rejon, gdzie rozpocznie się zasadnicza faza operacji. Zgodnie z planem powinno to nastąpić 9 września.
Ćwiczenia „Northern Coasts” są organizowane na Bałtyku od 2007 roku. W tym roku bierze w nich udział 38 okrętów oraz lotnictwo morskie z krajów NATO, a także z krajów współpracujących z Sojuszem. Scenariusz zakłada konflikt wywołany zajęciem Bornholmu przez fikcyjne państwo Jumus wspierane przez Sarkę. W odpowiedzi ONZ wyda rezolucję, na podstawie której siły międzynarodowe będą dążyć do deeskalacji napięcia i przywrócenia status quo. Manewry potrwają do połowy września.
autor zdjęć: chor. mar. Piotr Leoniak, mat Sebastian Antoniewski
komentarze