Na początek musieli poprawnie wykonać węzły, wspiąć się na kilkunastometrową ścianę, następnie zjechać na linie. Ci, którzy zdali pierwszy sprawdzian, ruszyli w Bieszczady. Maszerowali po górach z plecakami ważącymi ponad 20 kg i w ciągu 10 godzin pokonali 32 km. O Wojskową Odznakę Górską – prestiżowy znak podhalańczyków – walczyło 117 osób.
W kwalifikacjach wzięli udział żołnierze z 18 jednostek wojskowych, członkowie organizacji „Strzelec” i czterech funkcjonariuszy Straży Granicznej. Żołnierze reprezentowali m.in. 21 Brygadę Strzelców Podhalańskich, 6 Brygadę Powietrznodesantową, 25 Brygadę Kawalerii Powietrznej, jednostkę Agat, Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych oraz 1 Dywizjon Lotniczy.
O znak „górali” walczyli także podchorążowie z Wrocławia i Dęblina – studenci zrzeszeni w działającym od roku Akademickim Klubie Górskim „Husar”. – Z Dęblina w Bieszczady pojechało w sumie 11 osób, z czego dziewięć to członkowie klubu „Husar” – mówi kpr. pchor. Marcin Helak, student III roku Wyższej Szkoły Oficerskiej Sił Powietrznych w Dęblinie.
Podchorąży po odznakę górską poszedł w towarzystwie kpr. pchor. Michała Tomczaka i st. kpr. pchor. Karola Lewandowskiego, z którymi w sierpniu zdobył najwyższy szczyt w Europie – Mont Blanc. – Ledwo żyjemy! Jesteśmy wyczerpani, poobcierani, ale bardzo szczęśliwi – mówi pchor. Helak. – Dostaliśmy porządnie w kość. Najbardziej dokuczało nam obciążenie na plecach oraz limit czasu. Bez dobrego przygotowania ciężko byłoby nam ukończyć ten rajd – dodaje.
Wspinaczka i zjazd
Ale zanim kandydaci do odznaki górskiej ruszyli na szlak, musieli przejść sprawdzian z podstawowych umiejętności wspinaczkowych. – Zdobywanie odznaki jest podzielone na dwa etapy. Podczas pierwszego sprawdzamy umiejętności wspinaczkowe oraz wiedzę z zakresu ratownictwa wysokościowego. Zdający egzamin musi umieć poprawnie założyć uprząż wspinaczkową, wykonać takąż z liny lub taśmy wspinaczkowej oraz właściwie wiązać węzły, m.in. skrajny tatrzański, ósemkę, motyla, wyblinkę, podwójny zderzakowy i samozaciskowy – wylicza por. Szczepan Pietraszek, instruktor i jeden z pomysłodawców Wojskowej Odznaki Górskiej.
Kandydaci muszą także wspinać się na kilkunastometrową ścianę z asekuracją, wychodzić po linie z pomocą przyrządów i węzłów samozaciskowych oraz wykonywać zjazdy. – Tego etapu nie zaliczyło pięciu kandydatów. Pozostali po pozytywnej weryfikacji ruszyli na szlak – dodaje instruktor.
Czerwonym szlakiem
Rajd po Bieszczadach rozpoczął się o świcie – po godzinie 6 rano. Uczestnicy mieli ze sobą mapy, kompasy, busole, apteczki, dodatkowe umundurowanie i kurtki. Każdy wyposażony był także w plecak o pojemności minimum 45 l. – Kandydaci chodzą po górach z plecakiem o minimalnej wadze 16 kg, przy czym ciężar nie obejmuje wody i prowiantu. Plecak ważymy przed startem, na trasie w punktach kontrolnych oraz na mecie – wyjaśnia kpt. Konrad Radzik, oficer prasowy 21 Brygady Strzelców Podhalańskich. Pchor. Marcin Helak opowiada, że aby spełnić warunek wagowy, nieśli na plecach różne stalowe części, cukier i mąkę. – Po dodaniu wody i jedzenia okazało się, że nasze plecaki ważyły nie mniej niż 22 kg – opisuje.
Marsz po Bieszczadach wiódł czerwonym szlakiem, m.in. przez góry Okrąglik, Smerek i Połoninę Wetlińską. Jego uczestnicy musieli w czasie 10 godz. pokonać 32 km. – Nie jest to łatwa trasa. Są dwa trudne podejścia, gdzie przynajmniej 400 m trzeba iść w pionowo w górę. Trzeba iść grzbietem szczytów, pokonać las, a na koniec zejść ze zbocza po wysokich kamiennych schodach. Suma przewyższeń na szlaku przekracza 1000 m – podkreśla por. Pietraszek.
Po drodze odpadło dziewięciu uczestników. Natomiast najlepsi dotarli na metę po niespełna 7 godz. – Jestem bardzo szczęśliwa, że przekroczyłam metę przed upływem wyznaczonego czasu. Byłam dodatkowo zmotywowana, bo nie chciałam zawieść swoich kolegów – mówi st. szer. pchor. Barbara Janik z dęblińskiego klubu „Husar”. Studentka jest trzecią kobietą w historii marszu, która ukończyła rywalizację i otrzymała Wojskową Odznakę Górską.
Czas na srebro
Odznaka ma popularyzować sporty górskie, skłaniać żołnierzy do podnoszenia kwalifikacji, utrzymywania kondycji marszowej oraz doskonalenia umiejętności narciarskich i wspinaczkowych związanych z ratownictwem górskim.
Koncepcja stworzenia unikatowego znaku wyróżniającego żołnierzy – specjalistów od wspinaczki wysokogórskiej i narciarstwa – powstała w 21 Brygadzie Strzelców Podhalańskich już kilka lat temu. Najpierw podhalańczycy stworzyli projekt graficzny znaku, regulamin odznaki, zasady kwalifikacji i określili sposób przyznawania wyróżnienia. Następnie wniosek zatwierdziło Ministerstwo Obrony Narodowej.
– Jesteśmy zadowoleni, że tak wiele osób próbuje otrzymać odznakę górską. Cieszy nas, że żołnierze szanują ten znak i gotowi są na potężny wysiłek, by zdobyć to wyróżnienie – mówi por. Pietraszek. – Jest to tym cenniejsze, że do kwalifikacji nikt nikogo nie zmusza. Kandydaci sami się do nas zgłaszają – dodaje.
Odznaka występuje w trzech wersjach: brązowej, srebrnej i złotej. Aby zdobyć najcenniejszą, czyli złotą, trzeba mieć dwie poprzednie. Zgodnie z regulaminem dwa razy w roku odbywają się kwalifikacje do odznaki brązowej, a raz w roku do srebrnej i złotej. – Poziom trudności pomiędzy brązową a srebrną odznaką jest ogromny. Kandydaci muszą m.in. pokonać w górach 100 km z obciążeniem i spędzić w Bieszczadach trzy dni. Do tej pory wręczyliśmy tylko sześć srebrnych odznak – podkreśla instruktor z 21 BSP.
Dotychczas trzykrotnie odbyły się kwalifikację do odznaki brązowej i raz do srebrnej. Niewykluczone, że kolejna szansa na zdobycie srebrnego znaku „górali” będzie jeszcze jesienią tego roku.
autor zdjęć: 21 BSP
komentarze